adamo21 adamo21
281
BLOG

Rządy bezprawia

adamo21 adamo21 Polityka Obserwuj notkę 2

Rozwój sytuacji w ostatnich dwóch tygodniach pokazał, że rząd Sudanu Południowego zdecydowanie nie radzi sobie z jako takim utrzymaniem bezpieczeństwa we własnych granicach (aczkolwiek trzeba też przyznać, że jak na tak młode państwo, które powstało dopiero pół roku temu - 9 stycznia będzie równe sześć miesięcy - to wyzwań m.in. w tej sferze ma wyjątkowo dużo). Dowodem fakt, że kilka tysięcy uzbrojonych członków plemienia Nuer hasało po terenach sąsiedniego Murle. Bynajmniej nie w pokojowych zamiarach.

Oczywiście nie hasali bez powodu. Konflikt w zaostrzonej formie ciągnie się od ok. 7 miesięcy. Np. w sierpniu to Murle przeprowadzili wielki atak na terytorium Nuerów, w którym śmierć poniosło ok. 600 osób, ok. 800 zostało rannych, porwano też ok. 180 dzieci.

Kilka lat temu rząd przeprowadził kampanię rozbrojenia Nuerów. Nie było ono oczywiście całkowite, ale.. było. Jednocześnie oficjalna władza nie była w stanie zapewnić bezpieczeństwa tam, gdzie dochodzić mogło - i dochodziło - do międzyplemiennych starć. Nuerowie byli wrażliwi na najazdy ze strony Murle.

Jaki był z kolei motyw tej ostatniej grupy etnicznej? Media najczęściej wymieniają tu masowe kradzieże bydła. I rzeczywiście - przy każdym takim większym ataku uprowadzane są tysiące sztuk żywego inwentarza. Dlaczego? Bydło jest w tamtych rejonach tradycyjnym wyznacznikiem statusu społecznego. Bydłem, w liczbie ustalonej z rodziną, płaci się także za.. przyszłą żonę. Takie tam panują zasady.

W atakach porywane są też kobiety i dzieci. Dopiero dzisiaj doczytałem się opinii, że wśród tamtych społeczności rozpowszechniona jest pogłoska o bezpłodności wielu kobiet Murle. I dlatego ci chcą porywać kobiety z plemion sąsiednich - Nuer oraz Dinka (przy okazji, są to dwie największe grupy etniczne w Sudanie Południowym).

I tak to było przez lata, i z dużą mocą w ostatnich miesiącach, że Murle atakowali, zabijali, ranili, porywali i kradli. A pewnie też palili, bo to jeden ze stałych elementów takich najazdów.

Aż w końcu młodzież Nuerów, widząc bezradność (bezczynność? a może jedno i drugie) rządu i ONZ-u, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zawiązana została Biała Armia Nuerów, mająca na celu samoobronę przed sąsiednim, żądnym łupów, plemieniem. I postanowili tu przyjąć maksymę głoszącą, że najlepszą obroną jest atak.

Dalej na ten temat nie będę pisał, bo przebieg sytuacji był jednym z głównych tematów tego bloga w ciągu ostatnich dwóch tygodni - poświęciłem tym wydarzeniom kilka notek.

A na teraz sytuacja wygląda tak, że:

- według ONZ, od 20 do 50 tys. Murle uciekło przed ofensywą Nuerów;

- Biała Armia Nuerów w środę 4 stycznia ogłosiła, że "większość plemienia Murle uciekła w etiopskie góry".

Ale nie wszyscy zdołali uciec. Niepotwierdzone na razie, szacunkowe dane mówią, że śmierć mogło ponieść kilkaset osób. Miejscowości, przez które przechodzili Nuerowie, bywały zrównane z ziemią, a członkowie rekonesansów mówili potem o ciałach ludzi leżących na ulicach, w tym kobiet i dzieci.

Nuerowie chcą rozbrojenia Murle. Trudno im się dziwić. Nie bardzo też chcą słyszeć o własnym rozbrojeniu. I temu też trudno się dziwić, bo jak mają ufać rządowi, który już tyle razy nie zapobiegł obopólnym atakom? Podobnie rzecz ma się z ONZ.

Oczywiście, gdy już w ostatnich tygodniach Nuerowie masowo ruszyli na Murle, w różnych gremiach nastąpiło wielkie poruszenie, a do stanu Jonglei posłano tysiące żołnierzy i policjantów. Swoje oddziały posłała Misja ONZ w Sudanie Południowym (UNMISS). I trochę chyba nawet pomogli. W tym sensie, że gdyby ich nie było, zginęłoby jeszcze więcej bezbronnych ludzi.

Ale prywatnie uważam, że zarówno rząd, jak i ONZ i tak ponoszą tu porażkę.

Z drugiej strony - trudno winić tu rząd, który kieruje bardzo mało rozwiniętym, bardzo biednym krajem, w którym na dodatek różne problemy bezpieczeństwa (kilka rebelii, konflikty między plemionami itd.) są na porządku dziennym. A do tego jeszcze zaogniona sytuacja w różnych punktach granicy z Sudanem na północy, która nie jest jeszcze nawet wszędzie wiążąco ustalona. Bardzo duże siły południowosudańskiej armii są przez to związane teraz właśnie na linii ewentualnego starcia z Sudanem, odwiecznym już chyba wrogiem.

I taką tu mamy złożoną sytuację, że trudno kogokolwiek po całości winić, a problemy jak były, tak są. Najwyraźniej ci ludzie po prostu nie radzą sobie z brzemieniem tych wszystkich kłopotów. Oczywiście, w Sudanie Południowym działa szereg organizacji, na czele z ONZ-em. Działa także nasz PAH. Ale najwyraźniej to wszystko to jeszcze za mało. Potrzebna jest wewnętrzna przemiana Sudańczyków. To ona jest najlepszą gwarancją pokoju. I widzę tu potwierdzenie potrzeby modlitwy za tych ludzi. Pewnie, sami powinni się nawracać i się modlić. To przede wszystkim.

Ale tam, gdzie ktoś sobie nie radzi, potrzebna jest pomoc z zewnątrz. W ramach zwykłej solidarności. Do której nawoływał choćby Jan Paweł II. Ale przecież on tego nie mówił od siebie. Przypominał tylko jedną z odwiecznych, uniwersalnych wartości.

Trzeba pomagać tym, którzy mają gorzej. Jak się może.

Ja wybrałem głównie pomoc duchową, bo do Afryki - przynajmniej na razie - się nie wybieram i może nigdy się nie wybiorę. Nie to, żebym nie chciał czy się bał (choć w sumie trudno się tu nie bać). Po prostu swoje życie podporządkowałem innym planom i trudno powiedzieć, jak to się dalej potoczy.

Natomiast modlitwa nie zna granic. I to jest w tym wszystkim świetna wiadomość.

Cóż.. mogę tylko nieśmiało zaprosić do włączenia się. Nie taki był cel tej notki, bo ten z początku był po prostu informacyjno-publicystyczny. Ale widzę, że tu wszystko zmierza do modlitwy. I bardzo dobrze. Bo wałkowanie tematu dla samego wałkowania - sztuka dla sztuki - nie ma sensu. Tu musi o coś chodzić. O uwrażliwienie.

---

Modlitwa za Sudan

---

PS A dla potwierdzenia diagnozy sytuacji, fragment komentarza do poprzedniej notki - autorstwa człowieka, który nie tylko był w Sudanie, ale gościł nawet w stanie Jonglei, o którym w całej tej notce mowa:

Komisarz [głowa hrabstwa, w którym dochodzi do wyżej opisanych zdarzeń - przyp. adamo21] nie ma powodu koloryzować. Jego opowieść pokazuje zresztą jego kompletną bezradność. Państwo, które on reprezentuje nie rządzi. Jest słabsze niż plemiona go zamieszkujące. Katastrofa.

A ja mogę tylko powtórzyć, że tam, gdzie jest Bóg, jest też nadzieja. A Bóg, jak wiadomo, jest wszechobecny i wszechmogący. A do tego, co najważniejsze - miłujący. Warto oddawać wszystkie te sprawy w Jego ręce. Amen.

adamo21
O mnie adamo21

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka